Pies na śniadanie zamiast kawy.

Dziwny sen. Misz Masz. Pędziłam samochodem jakąś drogą szybkiego ruchu. Dookoła pustka, pola. Tylko dwupasmowe jezdnie. Nagle zjechałam na sąsiedni pas i pod prąd gnałam na pełnym gazie. Szybki skręt w prawo, ledwo uniknęłam zderzenia - jestem na swoim pasie i kolejne przeszkody, wytrącenie prędkości, opanowanie samochodu. Stabilnie.

Sen odzwierciedla marzenia? 

W tym samym śnie nagle znajduję się w jakimś mieszkaniu, które znam bardzo dobrze a w którym nigdy nie byłam. Dostaję smsy - wiedzą że to ja kierowałam. Skąd? Do drzwi puka policja. Zapraszam ich do środka i rozmawiamy o wyścigach. Śmiejemy się. 
Za chwilę znajduję się w innym domu, z kimś kogo kiedyś bardzo dobrze znałam a kto nie istnieje (?) Nie powinno mnie tam być ale jestem nie wiadomo skąd. Niepotrzebnie. Na siłę. Życia kpina. Zaprowadzam spokój. 



Ale czasem w życiu tak jest - niby wszystko dobrze ale z litością czeka się świadomie nieświadomie aż zdarzy się coś co sprawi, że życie nasze w końcu wróci na swój tor.

Wyprosiłam ludzi z mieszkania. Drzwi komodą koloru kości słoniowej zastawiłam. Marzę o takiej komodzie! Dorosły mężczyzna wyglądał jak 3 letnie dziecko. Potrzebował opieki. Wzięłam go na ręce. Wyszliśmy z domu i znów był sobą takim jakim go znałam. Dorosły.
Znaleźliśmy się nad wodą, na skarpie nocą. Obok nas ludzie wyproszeni z mieszkania. Pod nami, wokół nas wojowały psy. Jednego znam. Może dwa? Nigdy ich nie widziałam. Gryzły się, ganiały między drzewami, krzakami, wysoką trawą i kamieniami. Wrzucały do wody - byle zwyciężył jeden.

I podnieśliśmy się wszyscy z ziemi. Z tych płytek popękanych. Inni ludzie zniknęli - zostaliśmy we dwoje. Odwróciliśmy się od zalewu, od historii, walki która przed chwilą została stoczona i spokojnie poszliśmy razem w swoją stronę jakby do miejsca, w którym nic się nie wydarzyło, a które opuściliśmy nie wiadomo kiedy, dlaczego i gdzie. 
I szliśmy tak w górę, w stronę świata z ulgą na piersi - to wreszcie był koniecKoniec biegu, pędu, życia spoza kontroli. Koniec walk i hałasu. Spokój.

Wytrącenie prędkości, opanowanie samochodu. Stabilnie.


Ps. Budzi mnie puszczony na komórkę sygnał. Spoglądam na telefon - nikt nie dzwonił, zdawało mi się. Za oknem szara pogoda aż chce się nic. 
Włączam telewizor - operator znów poprzestawiał mi wszystkie kanały. Wyłączam TV - włączam muzykę. Odpisuję na wiadomości. 

Ten dzień taki ponury! Nie będzie dobry.

Nagle pies usłyszał że nie śpię. Pędzi do mnie ze swoją zabawką. BAW SIĘ ZE MNĄ! I szare niebo nie ma znaczenia. Tyle radości do mnie przybiegło, tyle energii! I rzucam z łóżka tą zabawkę a on przybiega, łasi się, lizać, bawić się chce. Rzucam znów a on znów przybiega. Wstajemy. I nagle pełni energii. 
I znów wstając z łóżka odwracam jak co dzień kapcie by móc je założyć, narzucam szlafrok, potykam się o skaczącego psa. I znów idę do kuchni i znów wstawiam wodę na kawę i znów śmieję się z moich rytuałów. 
Żadna kawa nie da tyle energii i nie sprawi że zacznie się tak dobrze dzień jak pies. I nie ważne że pada deszcz, że na jutro muszę nauczyć się czegoś czego jeszcze wypowiedzieć nie potrafię. Ten dzień będzie cudowny!

Wystarczył pies by wszystko co ponure jak ręką odjął

Unknown

Mamy nadzieję, że podobał Ci się ten post. Jeśli masz jakieś przemyślenia, chcesz się z nami podzielić swoimi uwagami - zostaw komentarz.

Brak komentarzy: